W sobotę, 28 grudnia br., byłam na wspaniałym wernisażu w Galerii Linie – Arte. Sztuka, Eksperyment. Zmiana, którą założyła i prowadzi Ludka Gałkiewicz.

Ludka z prawej, Jola z lewej strony
Foto: Joanna Biela Garrido
Wystawa zatytułowana „Moje szycie” pokazała różności stworzone igłą i maszyną przez Jolę Różycką.
Jak wspomina Jola, w codzienności jej dzieciństwa lat 60. „szycie było niemal jak gotowanie. Szyła babcia, mama, ciocia. One dla sióstr, sąsiadów, córek, mężów” – Jola dla lalek.
Nożny Singer kojarzy się Joli „ze złamanymi igłami, niemożnością dosięgnięcia pedału i wielką determinacją”. Inspiracją były „piękne, naturalne materiały w sklepach włókienniczej Łodzi, czasopismo Burda i jego wykroje oraz babcia pokazująca w praktyce zawiłości opisów i sztuczki wszywania rękawa”.
W późniejszym czasie, w dobie Łucznika z silnikiem elektrycznym, Jola szyła dla siebie i swoich ówczesnych sympatii.
Jola szycie traktuje jak nieskrępowany taniec, „bez reguł czy znajomości kroków, który tańczy się kiedy ma się ochotę, bo po prostu się lubi, który cieszy, bo daje ciału przyjemność i swobodę”.
Na wernisażu spotkałam mnóstwo przyjaciół i znajomych, poznałam także nowych, ciekawych ludzi.
Ta roześmiana kobieta, która rozmawia z Jolą to Ania – moja przyjaciółka z ławy szkolnej z wnuczką. Na wernisażu był także jej syn, czyli spotkanie aż trzech pokoleń.
Na dowód, że byłam i widziałam, zdjęcie z Jolą i jedną z młodszych uczestniczek imprezy. Ja ta w czarnym oczywiście.
Z wystawionych ciuchów kupiłam trzy rzeczy – sukienkę, szalo-rękawki, które na zdjęciu pokazuje Jola i tunikę. Na pewno mnie kiedyś w nich zobaczycie.
Dziękuję Joannie Biela Garrido za udostępnienie zdjęć.