W naszym klimacie są teoretycznie cztery pory roku. W ostatnich latach trochę się to zatarło, bo zaraz po zimie zaczynały się upały i prosto z kurtki wchodziliśmy w t-shirty. W tym roku znów mamy wiosenny okres przechodni, z zimy do lata. Przyszedł więc czas na prochowiec, czyli płaszcz letni, który w moich młodych latach nazywano przechodnim.
Prochowiec to letni płaszcz z lekkiego materiału, zazwyczaj z bawełny, na podszewce lub bez. W czasach PRL-u prochowce szyto także z modnego wówczas ortalionu. Coś fatalnego szczególnie, że były koszmarnie uszyte. Szwy marszczyły się na całej długości. Być może były wyjątki, ale ja w pamięci tego nie zachowałam.
Forma prochowca wywodzi się z XIX wieku i jest kontynuacją pudermantela, letniego płaszcza, który nosiły zarówno kobiety jak i mężczyźni w podróży, aby uchronić się przed kurzem jadąc odkrytymi powozami.
Mój dzisiejszy prochowiec z czarnej bawełny – Reserved – bardziej przypomina w fasonie pudermantela.
Znacie go z mojego bloga, bo mam go nie od dziś.
Biała koszula Marty Sidoruk – projektantki, która specjalizuje się z koszulach i bluzkach, a każdy projekt z jej kolekcji zachwyca.
Broszka i kolczyki to „śpiewające” wiosną ptaki.
Kwiatowa torebka – szkoda, że nie pamiętam nazwiska młodej projektantki.
A torebkę, którą mam ponad 15 lat, bardzo lubię.
Okulary z nakładką przeciwsłoneczną CLIP ON – Solano.
Spodnie – Massimo Dutti, buty – Irregular Choice.
Wszystkie zdjęcia: Ewa Falczewska – Dihanea.
Na wczesną wiosnę na pewno taki płaszczyk bardzo się sprawdzi.
Pozdrawiam