Jakiś czas temu obejrzałam kolejny raz „Pożegnanie z Afryką”. Myślę, że dobrze znacie ten film z 1985 roku, którego reżyserem jest Sydney Pollack, a autorem scenariusza, wg trzech utworów autobiograficznych Karen Blixen – Kurt Luedtke. Ten melodramat w 1986 roku otrzymał aż siedem Oskarów, w tym dla odtwórczyni głównej roli – Meryl Streep.

Meryl Streep. Źródło zdjęcia
Polska premiera miała miejsce w 1990 r. Pamiętam gdy pierwszy raz widziałam ten film. Było to podczas „Konfrontacji”, tj. przeglądu najlepszych filmów z całego świata. Popłakałam ze wzruszenia.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
Do dzisiaj pamiętam te słowa: „Miałam farmę w Afryce u stóp gór Ngong”.
Od tamtego czasu film widziałam wiele razy. I za każdym razem zachwycają mnie stroje tam pokazane.

Meryl Streep. Źródło zdjęcia
Ich autorką jest, obecnie siedemdziesięcioletnia, Milena Canonero. Również była nominowana do Oskara, ale tym razem tej nagrody nie dostała. A szkoda.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
Barwy ziemi: khaki, zimne i ciepłe beże, brązy, biele i czerń w połączeniu z afrykańskimi krajobrazami są przepiękne.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia

Scena z filmu. Źródło zdjęcia

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
Podziw wzbudzają fasony i dodatki – kapelusze, szaliki, spodnie, długie żakiety i spódnice.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
I jakoś nikomu nie przeszkadzało wówczas to, że kobieta wyglądała jak kobieta, a nie jak patyk i że nosząc luźnie koszule się „poszerza”.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
Pogoda za oknem nie sprzyja spacerom, polecam więc poprzypominać sobie ciekawe filmy. A oglądając „Pożegnanie z Afryką”, z ekranu płynie takie ciepło, że przyjemnie robi się na duszy.

Scena z filmu. Źródło zdjęcia
Ja zawsze podczas seansów filmowych zwracam uwagę na stroje, o czym już uprzejmie donosiłam na blogu.